Dawna literatura chińska
Grota Istot Boskich
Chociaż literatura okresu dynastii Tang kojarzy się dzisiaj przede wszystkim z poezją, która w tym okresie doczekała się najwybitniejszych twórców oraz dzieł, to nie należy zapominać, że był to również okres rozkwitu prozy fabularnej. Powstawały wówczas bowiem nowele i opowiadania, które nie tylko liczebnie górowały nad podobną twórczością okresów poprzednich, ale również pod względem złożoności i różnorodności nie miały sobie do tej pory równych.
Jednym z takich właśnie opowiadań jest utwór pt. Podróż do Groty Istot Boskich (You xian ku) ― nowela w której pod bardzo eufemistycznym tytułem skrywa się opowieść o wizycie urzędnika w domu prostytutek.
Słowo xian (仙) ― które można tłumaczyć: nieśmiertelny, niebianin, boska postać ― oznacza w języku chińskim nie tylko osobę, która (za sprawą zazwyczaj taoistycznej alchemii) osiągnęła boski stan nieśmiertelności, ale jest również jednym z określeń na urodziwą kobietę. Użycie takiego słowa w odniesieniu do kobiety sugeruje, że jest ona nadwyraz piękna czy też ze wszechmiar wspaniała, podobnie jak w języku polskim funkcję taką pełnią słowa ‘boska’, ‘bajeczna’ czy ‘nieziemska.’
Zhang Wencheng[1] ― autor noweli ― był osobą gwałtowną i rubaszną, a teksty jego nie stroniły od prześmiewczego tonu. Dlatego też mało kto darzył go szacunkiem czy sympatią.
Pewnego razu oskarżony został o drwiny z obecnych władz i skazany na zsyłkę do odległego od stolicy Kantonu. Na jego szczęście jednak kary tej nie wykonano. Mimo swego nieprzyjaznego charakteru, Zhang Wencheng zdołał pełnić stosunkowo wysokie stanowiska państwowe, był między innymi wiceburmistrzem Chang’anu ― stolicy państwa ― czy prokuratorem generalnym. Po śmierci pisarza jego teksty zostały podobno wykupione przez Japończyków i Koreańczyków[2] ― czego przykładem są losy prezentowanego tutaj utworu, o którym słuch w Chinach zaginął aż do schyłku XIX wieku, kiedy to został „odkryty” w Japonii przez epigrafika Yang Shoujinga.
Podróż do Groty Istot Boskich zawiera bogaty ― w porównaniu z dotychczasowymi nowelami ― rys psychologiczny postaci oraz żywą rozmowę, toteż przyczyniła się ― czy wręcz była bodźcem ― do powstania pierwszej japońskiej (a i uważanej za pierwszą na świecie) powieści, zatytułowanej: Opowieści o Genjim (Genji monogatari).[3]
Zapożyczenia zaczerpnięte z tej noweli znaleźć można również w Zbiorze dziesięciu tysięcy liści (Man’yōshū) ― antologii poezji japońskiej.[4]
Ze względu na to, że tekst ów porusza tematy uważane za nieobyczajne, a zarazem stanowi istotny krok na drodze ku powieści chińskiej, stosunek chińskich krytyków do niego bywa ambiwalentny.
Opisane w noweli relacje między obiema płciami nie spełniają w pełni wymogów tradycyjnej moralności chińskiej, ale patrząc przez pryzmat historii, nie można stwierdzić, że występowanie ich nie jest uzasadnione. Engels uważał, że niezgodna z zasadammi tradycyjnej moralności miłość rycerska odzwierciedlona w średniowiecznych albach europejskich była „pierwszą w historii formą ukazania miłości fizycznej.” Wiele osób potwierdza również, że i w starożytnych Chinach nie brakowało opowiadań opisujących miłość między dostojnikami a prostytutkami. Powinniśmy więc w większej mierze pod kątem „historycznego występowania” oceniać Podróż do Groty Istot Boskich.[5]
Nowela ta napisana jest prozą w dużej mierze paralelną i okraszoną wieloma wierszami, przez co uważana jest czasem za poemat fu lub tekst odmiany (bianwen).[6] Lwią część tekstu wypełniają dialogi, jakie toczą między sobą bohaterowie ― a jednym z nich jest sam autor, który nie kryje swego imienia (kurtuazyjnego) i nazwiska.
Góra
o nazwie Jishi wznosi się na południowy zachód od miasta Jin.
Przepływa tamtędy Rzeka Żółta. Księga
Dokumentów
mówi: „Podążając Rzeką Żółtą od Jishi, dotrzeć można do
Longmenu.” To właśnie ta góra.
Wysłano mnie jako posłańca w drogę wiodącą od brzegów
rzeki Qian i podnóży góry Long, aż do Heyuanu. Użalałem
się nad swym losem nieszczęsnym i wzdychałem z tęsknoty
za odległym domem rodzinnym. Zhang Qiana[7]
dawny szlak przez setki tysięcy mil poprzez wzburzone wiódł fale,
Wielkiego Yu[8] czcigodne ślady od
dwóch tysięcy lat po stromych pnęły się zboczach. Głęboki pas
doliny wrzynał się w skalną ścianę, wysokie wierchy
maszerowały po niebie, ostre jak nóż rozciągały się górskich
łańcuchów granie. Delikatne sunęły mgły i obłoki,
strumienie i skały z osobna jaśniały. Magia niebios
naprawdę ma w sobie powab, jakiego próżno szukać pośród
ludzi. Oczy go nie zobaczą, ani uszy nie usłyszą.
Miało się już pod wieczór. W długiej drodze koń się
zmęczył, a i człowiek z sił opadł. Doszedłem do
pewnego nadzwyczaj stromego miejsca. Nade mną roztaczał się
bezmiar zielonych stoków, a w dole widniały błękitnych
stawów głębie. Starzy ludzie powiadają: „To jest Grota Istot
Boskich, gdzie niewielu dociera ludzi, a ptaki przelatują
tylko. Zawsze są tutaj wonne kwiaty i nefrytowe gałązki,[9]
a niebiańskie szaty i mnisze laski oraz miski same się
zjawiają nie wiadomo skąd.”
Podjąłem więc stanowczą decyzję i przez trzy dni pościłem.
Wspinałem się po cienkich pnączach kudzu i małą łódką
pod prąd rzeki płynąłem. Moje ciało jakby unosiło się
w powietrzu, a moje myśli jawiły mi się niczym sen. Po
chwili dotarłem do stoków góry, którą porastały cyprysy
i sosny, oraz do wąwozu, gdzie rozkwitały brzoskwiniowe
drzewa. Wonny powiew sięgał aż do ziemi, barwny blask się po
niebie rozsiewał.
Ujrzałem dziewczę, jak szło nad rzekę zrobić pranie.
― Słyszałem, że jest tutaj Grota Istot Boskich, dlatego tu
zaszedłem ― zwróciłem się do niej. ― Góry i rzeki
przebyłem, strudzony jestem niebywale. Chciałbym u panny
przycupnąć i odpocząć chwilkę. Niech mi panna łaskawa
będzie przychylność okazać. Ufam, że prośba moja spełniona być
może.
―
Chata moja mizerna, nie opływa w dostatki ― odrzekła. ―
Boję się tylko, że nie przypadnie do gustu. Niczego skąpić nie
będę.
― Jako gość przychodzę i skromne warunki przyjmuję.
Wystarczy tylko, że będę się miał gdzie od kurzu i wiatru
schronić, a bardzo się ucieszę.
Wkrótceśmy się przy drzwiach zatrzymali, gdzie kazała mi poczekać
w krytym strzechą pawilonie. Po dłuższej chwili wyszła.
― Czyj
to dom jest? ― spytałem.
― To tylko dom pani Cui ― odpowiedziało dziewczę.
― Kim jest pani Cui?
― Latorośl króla Bolingu, przedstawicielka dawnego rodu księcia
z Qinghe.[10] Z twarzy
podobna do swojego wuja siostrzenica Pan Anrena,[11]
a temperamentem starszemu bratu dorównuje młodsza siostra Cui
Jiguia.[12] Urodziwej tak jak ona
nawet w niebie szukać próżno. Jej nefrytowe[13]
ciało giętkie jest jak mało czyje. Lśniące lico; delikatne, że
aż strach dotknąć, by go nie uszkodzić. Wąska talia; wygięta
jakby się miała zaraz złamać. Han E[14]
i Songyu[15] popadliby
w kompleksy, gdyby ją ujrzeli. Przy niej Jiangshu[16]
i Qingqin[17] brzydkie są jak
noc. Dla jej wdzięku i czaru żaden krasomówca nie znajdzie
porównania. Perfekcji jej atłasowego i zwiewnego ciała żadna
rozmowa nie wyczerpie.
Po chwili usłyszałem dochodzący z wnętrza budynku dźwięk
długiej cytry i zanuciłem:
Liczne
obmyśla flirty i zaloty,
Po czym odmawia ― nocą śpi
osobno.
Często jedwabną swoją dłoń unosi,
By strunę
cytry czasem trącić drobną.
Już dech zapiera, gdy ją
słychać tylko.
Jak jej nie wielbić, gdy naprzeciw
stanie?
Jeśli mnie dzisiaj w ogóle nie przyjmie,
Do nieba
swoje zaniosę żądanie.
Po krótkiej chwili posłanniczka Guixin przyniosła wiadomość. W wierszu do mnie napisane było:
Twarz
nie jest twarzą nikogo innego.
Serce natomiast to jest serce
moje.
Po cóż niebiosa do tej sprawy mieszać,
I próżno
pukać w ich zacne podwoje?
Gdy skończyłem czytać, uniosłem głowę i spojrzałem w stronę drzwi, gdzie ujrzałem na pół przysłoniętą twarz panny Shiniang[18] i zanuciłem:
Uśmiech
miarkuje i policzki chowa.
Rąbek ust tylko pokaże
wstydliwa.
Rzęsami w sercu mym niepokój budzi.
Oczyma na
wskroś jak strzałą przeszywa.
Posłanniczka Guixin ponownie dostarczyła mi wierszowaną wiadomość:
Jak
dobrej szukasz, to inne są lepsze.
Ja nie wysilam się, kiedy
coś robię.
Po cóż wzajemnie się droczyć na próżno?
Sił
tylko szkoda. Może odpuść sobie.
Noc już zapadła i zmrok był głęboki, a ja, rozmyślając, wciąż zasnąć nie mogłem. Chodziłem tam i z powrotem bez szans na wyrażenie tego, co chciałem powiedzieć. Skoro mi wiadomość przysłała, jakże mógłbym nie dać odpowiedzi? Od serca więc taki list napisałem:
Jako że bawią mnie po trosze i muzyka i wdzięki kobiece, od dawna za schadzkami przepadam. Jedna po drugiej rozliczne odwiedzając osobistości, cały świat dokoła obszedłem. Grając na cytrze w prefekturze Shu, nasyciłem oczy wdziękami pani Wenjun;[19] gwiżdżąc na feniksowym flecie pod wieżą w Qin, napatrzyłem się na pannę Songyu.[20] Chociaż orchidei darowałem zioła wonne i wisiory z pasa odpinałem, nie zaskarbiłem sobie głębszego uczucia. Wesele i wspólne łoże jakże są przyjemne! Dawniej gdyśmy we dwoje sypiali, zawsze narzekałem, że noc taka krótka. Dzisiejszej nocy sam leżę zły na to, że tak długie są wachty. Niebo wciąż to samo, a czas tak odmienny. Słodką woń czuję w oddali, która tylko ból sercu Hana Shou[21] zadaje. Dźwięk cytry słyszę w pobliżu, zdałoby się, że sama Wenjun[22]vis-à-vis
Kiedy się wcześniej z Guixin widziałem, opowiadała mi o pannie Shiniang, mówiąc, że nie ma drugiej takiej na świecie, a pośród ludzi tylko ona taka jedna. Jej kibić niczym wiotkie gałązki brzozy ze sobą splecione, a kąciki jej oczu jakby ognia płomienie u skroni iskrzące. Jak tylko swoje pokaże policzki, to kwiaty całej ziemi zdają się nie istnieć. A kto jej brwi zobaczy, temu się z wolna wydawać zacznie, że księżyc z nieba zniknął. Xishi[23] przy niej twarz zakrywa i po stokroć kosmetyki swoje w ogień rzuca. Panny w krajach południowych poruszone do żywego, po tysiąckroć swe lusterka tłuką. Nawet bogini rzeki Luo,[24] powabna jak wirujący płatek śniegu, może jej co najwyżej ubrania w kostkę składać. Boski obłok znad wąwozów Wu,[25] ani butów nie śmie jej podawać. Drażni ją Qiu Hu, co miał oczy tak słabe, że złoto na próżno by trwonił.[26] Żal jej niejakiego Jiaofu, co miał serce tak szalone, iż biały zmarnował nefryt.[27]
Włóczyłem się ja daleko od domu po tej pięknej okolicy, przystając w drodze pod cichymi pawilonami, aż tu nagle bóstwo napotkawszy, nie mogę swego powstrzymać zdumienia. Jeśli lotosy kwitną na dnie przepaści, ich nasiona leżą naprawdę głęboko. Jeśli drzewo rośnie na wierzchołku góry, to z dnia na dzień coraz to bardziej za swymi owocami tęskni. Żaru ja się nie napiłem, a jednak jelita moje zdają się płonąć. Nie przypominam sobie, abym łykał noże, a jednak brzuch jakby coś rozcinało. Księżyc bezduszny blask rozrzuca wkoło, u okna mego ciągle zawieszony. A wiatr wiosenny spraw roztrząsa wiele, raz po raz szarpiąc w porywie zasłony. Jakże ma człowiek w goryczy czoła stawić temu? Jelita w powietrzu wiszą, jak by się zaraz urwać miały. Uratuj proszę żywot skończenia bliski.
Dopóki jej nie zobaczyłem, była ona dla mnie kimś zwyczajnym. Gdyśmy się jednak losu zrządzeniem spotkali, udręki mojej jest sprawczynią. Tego, co mi na sercu leży, nie waham się wyjawić, pragnąc, by rozważonym zostało. Jeśliby mi dane było jej lśniące ujrzeć oblicze, jakżebym śmiał drobnostkami głowę zawracać?
Kiedy
Shiniang otrzymała list, z surowym wyrazem twarzy zwróciła
się do Guixin:
― Do tej pory droczyliśmy się wzajemnie dla zabawy, ale teraz na
poważnie się do mnie dobiera.
Posłałem jeszcze jeden wiersz. Oto jego słowa:
Żądze
niepostrzeżenie w sercu rozgorzały,
Kiedy nagle twarz twoją
ujrzałem dziś cudną.
Na jej widok bez przerwy się człowiek
strofuje,
Że o przychylność twoją będzie prosić
trudno.
Siedzę przejęty, sam jeden tu w mroku.
Rozpacz
się zjawia i rodzi niepokój.
Patrząc, nie trzeba na śmierć
się zapatrzyć przecież.
Trud nie musi być wcale tak trudny
co kroku.
Wzdycham więc ciężko w odludnej komnacie.
Już
od tęsknoty tej jestem w obłędzie.
Gdy komuś nie w smak, że
droga daleka,
Bliskiej przyjaźni mógł zawrzeć nie będzie.
Po
nocy myśli moje rozbiegane wszystkie.
Za dnia się uczuć
ciepłych żadna nić nie przędzie.
Kwiat, co w ogrodzie
kwitnie, od ludzi nie stroni.
Twarz, co w alkowie skryta,
pokazać się wstydzi.
Gdy cal mnie dzieli dzisiaj od
niebiańskiej kei,
Gdzież miałbym innej szukać, miłość
żywić dla niej?
Twarz jak tysiąc sztuk złota, wiecznie trwać
nie będzie.
Wcześniej czy później garścią popiołu się
stanie.
Za życia słońce świeci, by się dniem radować.
Po
śmierci gasną blaski, noc trwa niebywała.
Tylko raz jest nam
dane po tej ziemi chadzać.
Nie trzeba więc udręczać
stuletniego ciała.[28]
Po chwili zasnąłem na siedząco. Przyśniła mi się Shiniang. Przebudziwszy się nagle, złapać ją chciałem, ale zdziwiłem się bardzo, bo ręce moje były puste. Bardzo mnie to zasmuciło. Cóż powiedzieć mogłem? Dlatego też zanuciłem:
Wszystko
się we śnie realne tak zdaje.
Aż tu czar pryska, gdy się
człowiek budzi.
Choć dobrze wiedzą, że ból ciało
skręca,
Diabły bandyckie biednych dręczą ludzi.
Shiniang wiersz ujrzawszy, nawet go nie przeczytała, tylko czym prędzej spaliła. Ja natychmiast zanuciłem:
Nie
z wiersza płynąć wszak musi spełnienie.
Wiersz jest uczucia
jedynie odsłoną.
W ogień podobno go rzuciłaś zaraz,
Pragnąc
zapewne, by jak ja tak płonął.
A
kiedy Shiniang wiersz czytać skończyła, stanęła nagle przerażona
cała i ze szkatułki lusterko wyjęła, a potem z kufra
sukienkę dobrała. Pięknie wystrojona i umalowana cudnie,
dostojnie buty na schodach poprawia.
Mówię znowu do niej:
Słodka
woń perfum otula ją wkoło.
Blask barwny w obie roztacza się
strony.
Podwija nagle parawan z brokatu.
Na pół uchyla
tiulowe zasłony.
Rumiane lico, brwi pomalowane,
Jedno się
z drugim komponuje mile.
Puder na pięknej się twarzy
unosi.
Wonny liść szminkę z ust ściera co chwilę.[29]
Włosy
u skroni jak skrzydła cykady.
Brwi uśmiechnięte niczym dwa
motyle.
Wychwala każdy, kto ujrzy jej wdzięki.
Zgrabna,
powabna, anioł z tej panienki.
Kochana, słodka, urocze ma
lica.
Jej lubej mowy cudowne są dźwięki.
Jakże śliczną
ma talię, szczupłą niebywale.
Jakże długo spuszczone ma ku
ziemi oczy.
Nikt nie wyrzeźbił jeszcze kształtów tak
wspaniałych.
Żaden portret jej nie jest jak ona uroczy.
Choć
się widzimy, nie znamy się jeszcze.
Ach, twarz co miasta
burzyć i królestwa może.[30]
Tulipanem
pachnącą w dzień wietrzny ma szatę.
W dzień słoneczny
sukienkę w granatów kolorze.
Korale ust czekają, aż je ktoś
pozbiera.
A lotosy policzków, by ktoś sięgnął po nie.
Szał
mnie na samo tylko jej imię ogarnia.
Gdy twarz jej widzę,
dusza w osłupieniu tonie.
Nieujarzmione, wciąż skacząc
bezwładnie,
Serce na strzępy się zaraz rozpadnie.
Słodką
jej wonność dokoła wiatr niesie,
Gdy lekkim krokiem tak stąpa
dziewczyna.
A kiedy nagle coś powiedzieć pragnie,
Z
włosów się spinka czasami odpina.
Dołki na jej policzkach
niczym gwiazdki z nieba.
Jej brwi jak księżyc lśniące,[31]
jak oczu korona.
Powabna i urocza przed siebie podąża,
Po
czym tłumi swój uśmiech i wraca spłoszona.
― Po cóż się chować, gdy intencje dobre? ― spytałem, aby ją zatrzymać. Obróciła się więc zamaszyście i w moją stronę uwodzicielskim krokiem ruszyła.
Shiniang uniosła dłonie w powitalnym geście i ukłoniła mi się, a ja również głowę skłoniłem, jak tylko umiałem uprzejmie.
― Kiedy słyszałem jak cię zachwalają, myślałem, że to puste i fałszywe słowa ― zwróciłem się do niej. ― Któżby przypuszczał, że kiedy cię zobaczę, to się okaże, iż boską jesteś istotą? Tak, to jest Grota Istot Boskich!
― Kiedy wiersze ujrzałam, pomyślałam, że się człowiek za nimi
kryje niezwykły. Teraz, gdy widzę szlachetne oblicze, muszę
stwierdzić, że teksty mu nie dorównują. Tak, to jest Grota
Tekstów Boskich!
― Jakież jest pani tego domu nazwisko i do jakiego rodu gospodyni przynależy? A gdzie małżonek przebywa? ― spytałem.
― Jestem najmłodszą wnuczką księcia Cuia z Qinghe, poślubioną pierworodnemu synowi prefekta Hong Nongchanga. Zaraz po ślubie wraz z teściem zamieszkaliśmy w Hexi.[32] W Shu ludzie mieszkają podstępni, raz po raz nasze ziemie najeżdżają. Starszy brat razem z mężem wstali zza biurek i za broń chwycili. Obaj polegli na zajętych przez wroga terenach, a dusze ich osamotnione nie powróciły. Miałam wtedy lat siedemnaście, kiedy męża straciłam. Bratowej było lat dziewiętnaście. Przyrzekłyśmy sobie nigdy więcej nie wyjść za mąż. Starszy brat był piątym synem księcia Cuia z Qinghe, bratowa jest trzecią córką księcia z Taiyuanu. Jak tutaj mieszkamy, będzie już lat niemało. W domu chłodem wieje i pustkami świeci, ciągłość rodu przerwana. Nie wiem jednakże, skąd gość do mnie przybywa.
― Ród mój się z Nanyangu wywodzi, sam zaś mieszkam w Xi’e ― odpowiedziałem z powagą na twarzy. ― Rodzina moja posiada moc tajemną Żółtego Kamienia i włada ostatnimi falami Białych Wód.[33] [...]
[1] Wencheng to imię kurtuazyjne autora. Zhang jest również znany pod swym imieniem podstawowym jako Zhang Zhuo.
[2] Zeng Zaozhuang (red.), Xin Tang shu (Nowa kronika Dynastii Tang), t. 6, Er shi si shi quan yi (Pełny przekład dwudziestu czterech historii), Shanghai: Hanyu Da Cidian Chubanshe, 2004, s. 3581a.
[3] Liu Dajie, Zhongguo wenxue fa zhan shi (Historia rozwoju literatury chińskiej), t. 2, Szanghaj: Fudan University Press, 2006, s. 18.
[4] Zhang Zhuo, You xian ku jiao zhu (Podróż do Groty Istot Boskich – wydanie poprawione i z komentarzem), Li Shiren i Zhan Xuzuo (red.), Pekin: Zhonghua, 2010, s. 41.
[5] Ibid., s. 29–30.
[6] O tekstach odmiany mowa będzie w dalszej części tej książki.
[7] Poseł cesarski z czasów dynastii Han, który dotarł aż do Azji Centralnej.
[8] Mityczny władca, wielbiony za uregulowanie rzek w celu zapobieżenia powodziom.
[9] Czyli gałęzie najprawdopodobniej mirtu, który zwany jest czasem drzewem nefrytowym.
[10] Boling i Qinghe to ziemie będące niegdyś we władaniu rodu Cuiów.
[11] Znanego również jako Pan Yue ― sławnego poety z epoki Taikang, słynącego z urody; o którym była już mowa wcześniej (cytat nr 262).
[12] Dostojnik z Okresu Trzech Królestw.
[13] Nefryt bywa biały i zielony, dlatego też kiedy wykorzystuję się ten minerał jako określenie koloru, może on oznaczać barwę zieloną, turkusową lub białą, w zależności od tego co jest opisywane. Nefrytowe liście będą zielone, a nefrytowe ciało (zwłaszcza kobiety) ― białe. Im bielszy jest pigment skóry, tym piękniejsza jest ona w oczach Chińczyków.
[14] Sławna śpiewaczka Okresu Walczących Państw.
[15] Córka księcia Mu z państwa Qin, która wyszła za Xiaoshi’ego ― słynącego z pięknej gry na flecie. Ich historię przytoczono w rozdziale omawiającym twórczość tangowskiej poetki Li Jilan (cytat nr 469).
[16] Sławna tancerka i śpiewaczka Okresu Trzech Królestw.
[17] Legendarna diwa.
[18] Dosł „Dziesiąta matka” ― przydomek pani Cui.
[19] Zhuo Wenjun zakochała się w Sima Xiangru, słuchając jak ten gra na cytrze. Historia ich związku zostało opisana w rozdziale poświęconym Sima Xiangru (str. 112).
[20] Córka księcia Mu z państwa Qin, która wyszła za Xiaoshi’ego ― słynącego z pięknej gry na flecie. Ich historię przytoczono w rozdziale omawiającym twórczość tangowskiej poetki Li Jilan (cytat nr 469).
[21] Han Shou i Jia Wu kochali się potajemnie. Jia Wu była córką wpływowego ministra na dworze cesarza Wu z dynastii Jin. Cesarz podarował Jia Chongowi ― jej ojcu ― pachnidło, pochodzące z zachodnich rejonów kraju. Jia Wu wykradła je cichcem i podarowała Hanowi Shou ― swemu kochankowi. Kiedy Jia Chong poczuł dochodzącą od Hana Shou woń pachnidła, domyślił się skąd je ma i dał mu swą córkę za żonę.
Zob. Xu Jialu, Jin shu..., t. 2, s. 936a–937a.
[22] Zhuo Wenjun ― żona Sima Xiangru.
[23] Słynąca z urody konkubina króla Fuchaia z państwa Wu (V w. p.n.e.).
[24] Postać z omawianego wcześniej poematu fu pt. Poemat o bogini z rzeki Luo autorstwa Cao Zhi’ego (cytaty nr 210, 211 i 212).
[25] Chodzi o kobietę z gór Wu (bohaterkę napisanego przez Songa Yu poematu fu pt. Poemat o Gaotangu), która to mówi o sobie: „Za dnia jestem obłokiem poranka, wieczorem w deszczową zmieniam się chmurę.”
Zob. cyt. nr 356.
[26] Chodzi o Qiu Hu z państwa Lu, który wracając do domu po długiej w nim niebytności, chciał poderwać napotkaną po drodze kobietę, oferując jej swoje złoto ― nie wiedząc jednak, że kobieta ta jest jego żoną. Historię tę wykorzystano również w omawianym wcześniej wierszu ludowym z epoki Han pt. Na polnej ścieżce morwa rosła (cytat nr 177).
[27] Historię Zhenga Jiaofu znajdujemy w Żywotach nieśmiertelnych (Lie xian zhuan). Jiaofu spotyka nad brzegiem rzeki dwie kobiety, które bardzo mu się podobają. Nie wiedząc, że to istoty nadprzyrodzone, prosi, by dały mu swoje nefrytowe wisiory. W chwilę po tym jak otrzymał od dziewczyn wisiory, dziewczyny jak i wisiory znikają.
Zob. Li Jianxiong (red.), Lie xian zhuan quan yi (Żywoty nieśmiertelnych – pełny przekład), Guiyang: Guizhou Publishing Group, 1999, s. 44–45.
[28] Człowiek nie żyje zazwyczaj więcej niż sto lat.
[29] Shiniang trzymała w ustach coś, czego przyjemna woń zapobiegała nieprzyjemnemu zapachowi z ust.
[30] Motyw kobiety, której uroda jest przyczyną ruiny państwa, znany jest również w naszej kulturze, a występuje m. in. w Iliadzie.
[31] Kobiety miały wówczas zwyczaj ozdabiania brwi żółtym pudrem.
Zob. Zhang Zhuo, You xian ku..., s. 138.
[32] Obecnie tereny prowincji Gansu i Qinghai na zachodzie Chin.
[33] Zhang Zhuo, You xian ku..., s. 1–8.
Białe Wody to jedno z wyrażeń używanych na określenie Nanyangu.
Historię Żółtego Kamienia opisuje Sima Qian w Zapiskach historyka:
Markizem
Liu był Zhang Liang (…) Kiedy Pierwszy Cesarz dynastii Qin
objeżdżał wschodnie tereny kraju, Liang wraz z kompanami
zaczaili się na cesarza w Bolangsha. Nie trafili jednak
w powóz cesarza. Pierwszy Cesarz rozgniewał się i nakazał
przeszukać wszystkie zakątki ziemi, aby za wszelką cenę dopaść
bandytów, co dotyczyło również Zhang Lianga. Dlatego Liang
zmienił imię i nazwisko, i ukrył się w Xiapi.
Liang często przechadzał się po moście w Xiapi. Pewnego
razu jakiś starzec odziany w płócienną sukmanę podszedł
do Lianga i umyślnie zrzucił swoje buty z mostu.
― Chłopcze ― odezwał się starzec do Lianga ― zejdź
i przynieś mi buty!
Liang
osłupiał i zamierzał go uderzyć, ale że miał do czynienia
ze starcem, powstrzymał swój gniew i zszedł przynieść
buty.
― Załóż mi je! ― rzekł
starzec.
Liang, skoro już przyniósł
buty starcowi, przykląkł i obuł go. Starzec, mając już
buty na nogach, zaśmiał się i odszedł. Liang mocno zdumiony
powiódł za nim wzrokiem. Starzec oddaliwszy się na mniej więcej
jedną milę, wrócił się i rzekł.
― Chłopcze,
nie obca ci widzę jest miłość synowska. Za pięć dni skoro
świt, spotkasz się tutaj ze mną.
―
Tak jest ― odrzekł Liang, uklęknąwszy. Miał bowiem starca za
dziwaka.
Piątego dnia skoro świt
Liang zjawił się na spotkanie. Starzec już na niego czekał.
― Ze starcem się umawiasz i spóźniasz się ― krzyknął
starzec gniewnie ― jak tak może być!
Powiedziawszy to odszedł, dodając:
―
Za pięć dni widzimy się o poranku.
Piątego dnia, gdy kur zapiał, Liang zjawił się w umówionym
miejscu, ale starzec i tym razem dotarł wcześniej.
― Spóźniasz się, jak tak może być! ― zdenerwował się
ponownie starzec, po czym odszedł, dodając ― Za pięć dni znowu
przyjdź o poranku.
Piątego
dnia Liang dotarł na miejsce nim jeszcze pół nocy minęło. Po
chwili zjawił się również starzec.
― I tak ma być ― rzekł starzec zadowolony, po czym wyciągnął
jakąś książkę, mówiąc ― Przeczytaj to, a zostaniesz
nauczycielem cesarza. Za dziesięć lat będziesz kimś, a po
trzydziestu latach zobaczysz mnie, chłopcze, w Północnym Qi.
Żółty Kamień pod górą Gucheng to będę ja.
Powiedziawszy to, oddalił się, nic już nie dodając ani nie
oglądając się.
Kiedy wstał dzień,
Liang spojrzał na książkę i okazało się, że była to
Sztuka wojny wg księcia Taia. Książka ta wydała się
Liangowi inna od innych, toteż często po nią sięgał i czytywał
na głos.
(…)
Po trzydziestu latach kiedy wraz z cesarzem Gao przejeżdżał przez Północne Qi [Zhang Liang został doradcą cesarskim, dzięki podarowanej mu przez starca księdze ― przyp. tłum.], ujrzał, jak mu przepowiedziano, górę Gucheng a pod nią Żółty Kamień, który zabrał ze sobą i któremu oddawał cześć. Kiedy markiz Liu zmarł, Żółty Kamień pochowano razem z nim. Rodzina za każdym razem, kiedy odwiedza jego mogiłę, cześć oddaje Żółtemu Kamieniowi.
Zob. An Pingqiu, Shi ji..., t. 2, s. 821–822,830.
Autor odnosi się do tej historii po to, aby dać do zrozumienia, że Zhang Liang był jego przodkiem, tak więc on sam ma na nazwisko Zhang.